Kiedy gimnazjalista trafia do bardzo dobrego liceum

Każda zmiana bywa trudna, wymaga szybkiego przystosowania się do nowych warunków, wymagań, innych sposobów spostrzegania otaczającej nas rzeczywistości oraz dostosowania się do nowych reguł gry. Szkoła podstawowa i gimnazjum to razem 9 lat edukacji. Jeśli przez te wszystkie lata dziecko było piątkowo-szóstkowe, to wszyscy się spodziewają, że już tak pozostanie. Ale w klasie, gdzie wszyscy są najlepsi (a tak zdarza się w najlepszych liceach), trudno oczekiwać, że wszystko pozostanie „po staremu”.
Szkoła jest specyficznym miejscem, bowiem funkcjonowanie uczniów odbywa się tutaj na wielu poziomach. Młodzi ludzie muszą się odnaleźć w wielu obszarach i zaspokoić oczekiwania wielu osób. Należą do nich przede wszystkim rodzice, ale też i dalsza rodzina, czyli wszystkie ciocie, babcie oraz znajomi rodziców, którzy po wielu spotkaniach imieninowych mają mocno wyrobioną opinię na temat możliwości i zdolności domowej pociechy. Następni w kolejności są nauczyciele, którzy mają własne wyobrażenie, jak powinni wyglądać i jak funkcjonować uczniowie przychodzący do ich szkoły. Ponieważ czas nauki w liceum został bardzo skrócony, nie ma już zatem miejsca na pracę z każdym z osobna – zostają wymagania i oczekiwania. Trudno się bowiem „wyrobić” z bieżącym materiałem, a co dopiero z kształtowaniem osobowości czy charakteru. Funkcjonuje to trochę na zasadzie: albo się dostosujesz do panujących w naszej szkole warunków, albo nie będziesz przystawał do szkolnej społeczności.
Kolejną grupą osób, do których należy się jakoś ustosunkować, są nowi koledzy. Trzeba podjąć szybko decyzję, do której ich grupy będziemy należeć. Do tych, którzy się dobrze uczą i zbierają pochwały dorosłych, czy do tych, którzy może z nauką są na bakier, ale mają uznanie u rówieśników. Pewnie istnieją szkoły, gdzie można połączyć oba te obszary, czyli dobrze pracować i być fajnym kolegą, ale albo są to wyjątkowe szkoły, albo wyjątkowe osobowości. W normalnych warunkach młody człowiek musi znowu siebie określić (pierwszy raz musiał, kiedy trafił do gimnazjum). Warto, by zaspokoić także własne oczekiwania, które często są wypadkową wymienionych powyżej. Czasami jednak są już dojrzałą decyzją: wiem, czego chcę od siebie, jak ma toczyć się moje życie, do czego dążę, co chcę osiągnąć.
Do bardzo dobrych liceów zwykle dostają się bardzo dobrzy uczniowie gimnazjalni. Na końcowy rezultat składają się wyniki egzaminu gimnazjalnego oraz średnia ocen ze świadectwa. Są szkoły licealne, do których dostają się uczniowie wyłącznie z biało-czerwonym paskiem na świadectwie.
Można by zapytać: w czym kłopot? Dobry uczeń idzie do dobrego liceum. Logiczne. O czym tu mówić? O jakich problemach?
Okazuje się jednak, że pojawia się problem, zarówno dla uczniów, jak i ich rodziców.
Szkoła podstawowa i gimnazjum to razem 9 lat edukacji. Jeśli przez te wszystkie lata dziecko było piątkowo-szóstkowe, to wszyscy się spodziewają, że już tak pozostanie. Ale w klasie, gdzie wszyscy są najlepsi, trudno oczekiwać, że wszystko pozostanie „po staremu”.
Taka sytuacja bywa trudna dla ucznia. Szczególnie, jeżeli dotychczasowe źródła sukcesu były związane wyłącznie ze szkołą. Zmiana na sytuację, w której młody człowiek nie odnosi sukcesów, do których był przyzwyczajony, a nawet był nimi w jakimś stopniu rozpuszczony, bywa bardzo frustrująca. Jeśli dziecko udziela się sportowo, tańczy w jakimś zespole, gra na instrumencie, albo ma jakiekolwiek inne zainteresowania, to jego dobre samopoczucie nie będzie zależało wyłącznie od tego, jakie cyferki pojawią się w dzienniku.
Wszyscy się spodziewają, że na wyższym poziomie kształcenia będzie trudniej. Ale każdy liczy na to, że to nie będzie dotyczyło jego lub jego dziecka. Inni – owszem, ale nie my.
Trudno przecież uwierzyć, że mechanizmy działania, stosowane do tej pory, nie przynoszą rezultatów. Klasyczny przykład: uczeń w poprzednich szkołach przejrzał zeszyt przed klasówką i otrzymał z niej bardzo dobrą ocenę. W liceum nie tylko przejrzał, ale nawet w domu trochę się pouczył i ledwo otrzymał trójkę. O co chodzi? Co się stało? Co się popsuło?
Cóż, dobre licea narzucają większe tempo pracy, wyższy poziom, więcej materiału do zrobienia w krótszym czasie. Niestety, gimnazjum rzadko bywa pośrednikiem między szkołą podstawową a liceum. Raczej powstaje przepaść między tymi dwoma poziomami nauczania. Praca jest bardziej samodzielna, nauczyciel dużo od siebie daje, ale równie dużo wymaga pracy własnej ucznia. Już nikt nie dyktuje notatek, uczeń musi sam nauczyć się gromadzenia informacji i potrzebnych danych. U dziecka, które nigdy nie było przyzwyczajone do odpowiedzialności za swój proces uczenia się, które prowadzono za rękę, taka zmiana może wywołać dezorientację, a nawet przerażenie. Z tyloma rzeczami trzeba bowiem dać sobie radę, na tyle nowych elementów się przestawić, tyle nowych zjawisk ogarnąć.
Trochę inaczej dzieje się, kiedy gimnazjum istnieje wspólnie z liceum, a nauczyciele mają pod opieką uczniów z obu tych szkół. Wtedy nauka nie jest tak mocno podzielona, jest pewną ciągłością.
Bywa, że to rodzice cierpią najbardziej, kiedy ich pociecha przestaje przynosić do domu szóstki i piątki. Czują się zagrożeni zmianą na gorsze, nawet jeśli widzą, że ich dziecko pracuje więcej niż w poprzednich szkołach. Niestety, wynik w postaci oceny jest ciągle najważniejszym miernikiem postrzegania ucznia. Nie to, co ma w głowie, nie to, jak funkcjonuje między ludźmi, nie jego stosunek do spraw, które go otaczają, ale ilość dwójek, czwórek i piątek.
Taka sytuacja bywa szczególnie przykra dla rodziców, kiedy dzieci znajomych poszły do trochę mniej wymagających szkół i zdobywają tam czwórki i piątki. Jak tu się pochwalić własnym, które jest szczęśliwe, gdy uda mu się zaliczyć klasówkę na trzy? A jak wytłumaczyć babci i cioci nagłe popsucie się rodzinnego ulubieńca? Czy dumni do tej pory rodzice (w mniemaniu otoczenia) nadal zasługują na miano dobrych rodziców?
Naturalnie, oceny są ważne, ale nie mogą być jedynym miernikiem postrzegania drugiej osoby. Trzeba też pamiętać, że ocena ocenie nie równa. Nawet w obrębie jednej szkoły nauczyciele mogą wystawić różne oceny za tą samą pracę, a cóż dopiero rozpatrywać oceny z różnych szkół.
Momentem, który zweryfikuje faktyczną wiedzę i pracę uczniów będzie egzamin maturalny.
Zdarza się, że osoby szczególnie wybitne przywiązują małą wagę do takich drobiazgów, jak zeszyt czy praca domowa. Na takich „drobiazgach” traci się dobre oceny i końcowy wynik może być mało zadowalający.
Beata Badziukiewicz, pedagog szkolny (2007-12-03)

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz

Żeby dodać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować