Życie na zmianę

Wszystkim nam wydaje się, że gdyby nadarzyła się okazja rozpoczęcia życia od początku, zgodzilibyśmy się na to bez wahania. Wiele razy mówiliśmy z rozpaczą: „Gdyby dało się cofnąć czas, gdyby można było to wszystko zmienić…”. Ale jeśli przyszłoby co do czego, czy naprawdę bylibyśmy tak chętni do zmian?
Łatwo jest narzekać i złorzeczyć, myśleć, że wszyscy dookoła mają lepiej, zanurzać się w poczuciu straconej szansy. Wydaje się, że naprawdę chcielibyśmy coś zmienić i że mamy wystarczającą motywację, chociażby negatywną, a jednak większość z nas trwa w scenariuszu, który tak bardzo nam nie odpowiada. Dlaczego? Boimy się zmiany na gorsze? Nie chcemy podejmować ryzyka? Zbyt wiele z taką rewolucją zachodu? A może wychodzimy z założenia, że to, co nam dane, jest święte i próba zmian byłaby kuszeniem losu i niewdzięcznością wobec tego kogoś lub czegoś, komu w naszym mniemaniu zawdzięczamy swoją dolę?

Dół czy dramat?

Nie każdy zły nastrój, nawet przeciągający się, jest powodem do radykalnych zmian w życiu. Ale są złe nastroje, które oznaczają, że coś jest nie w porządku i trzeba się tym jak najszybciej zająć, żeby nie przerodziło się w coś jeszcze gorszego. Jeśli dobrze znamy samych siebie i obserwujemy swoje reakcje i emocje, będzie nam łatwiej odróżnić jeden rodzaj złego nastroju od drugiego – zwykły dół od poważnego dramatu.
Prawo do złego nastroju ma każdy, każdy może uważać, że za mało zarabia, jego partner za mało się nim interesuje, dzieci za dużo chorują, a do wakacji zostało zdecydowanie zbyt wiele miesięcy. To zupełnie normalne, nawet jeśli powraca co jakiś czas. Jeśli tylko po takich okresach złego humoru następuje powrót do równowagi i jesteśmy w stanie powiedzieć, że tak naprawdę jest w porządku, po prostu życie czasem daje nam w kość – mieścimy się w normie. Trzeba się zacząć martwić w momencie, w którym złe humory nie są już przedzielane okresami spokoju i zadowolenia, tylko zmieniają się w jedno nieskończone pasmo smutku, zniechęcenia i złości. Narasta w nas bunt wobec rzeczywistości, w której przyszło nam żyć i czujemy, że jeśli nic się nie zmieni, nasza bajka nie zakończy się happy-endem. W takim sprzeciwie wobec sytuacji zastanej nie ma nic złego i nie dawajmy sobie wmówić, że jest jak jest i tak musi być. Nie ma obowiązku odnajdywania się w życiu i dostosowania do takich warunków, na które się zgodziliśmy, często nie mając innego wyjścia. Człowiek jest istotą aktywną i rewolucyjną, ma moc wprowadzania zmian i dostosowywania się do nich. To w dużej mierze znak naszych czasów, że tak łatwo zgadzamy się na to, co przynosi nie tyle los, co rynek pracy. Tak bardzo uzależnieni jesteśmy od pieniędzy i tego, co nam oferują, że w imię utrzymania posady dobrowolnie rezygnujemy z zadowolenia w innych dziedzinach życia.
Jeśli jednak mamy do wyboru swoje szczęście (a w perspektywie – nawet zdrowie) i dobrze płatną posadę, to wybór nie powinien nastręczać trudności.

Decyzja to już coś!

Minęły już czasy romantycznych zrywów i podjęcie decyzji o tym, że chcemy zmienić nasze życie nie musi oznaczać, że pewnego ranka wyjdziemy z domu bez kurtki, pieniędzy i dokumentów i rozpoczniemy nową egzystencję na pustyni Gobi. Najważniejszym elementem tych zmian jest przyznanie się przed sobą, że ich potrzebujemy i jesteśmy na nie gotowi. Już sama decyzja może mieć zbawienny wpływ na naszą psychikę i nastrój, bo jest zapowiedzią czegoś nowego i nadzieją na lepsze.
Bądźmy przygotowani na to, że nasze plany wzbudzą u ludzi z naszego otoczenia raczej protest niż entuzjazm i nie dajmy sobie zepsuć humoru ich czarnowidztwem. Znajdźmy przynajmniej jedną osobę, która nas zrozumie i stanie za nami murem, bo takie wsparcie bardzo się przyda w chwilach kryzysu, z którymi niestety musimy się liczyć. Jeśli kogoś takiego nie ma obok nas, to trudno – sami musimy zbudować w sobie pewność i obudzić moc, którą będziemy się posiłkować. Spokój i konsekwencja to najważniejsze cechy, które powinny nam teraz towarzyszyć.
Z drugiej strony, podjęliśmy zbyt ważną decyzję, żeby trwać przy niej tylko z przekory i chęci udowodnienia innym, że potrafimy coś zrobić i nie wycofamy się przy pierwszych trudnościach. Zapomnijmy o innych, skupmy się na sobie, słuchajmy siebie i działajmy w taki sposób, żebyśmy my byli zadowoleni – oczywiście przy założeniu, że nasze działania dotykają tylko i wyłącznie nas i przy okazji naszych własnych zmian nie wprowadzamy rewolucji w czyjeś życie.

Krok po kroku

Następnym etapem na drodze do wprowadzenia zmian jest odpowiedzenie sobie na pytanie, co najbardziej nam przeszkadza, co chcemy zmienić w pierwszej kolejności. Mimo, że pewnie mamy na to wielka ochotę, bo podjęcie decyzji wyzwoliło w nas ducha rewolucji, nie możemy zmieniać wszystkiego naraz, bo będzie to miało skutek odwrotny do zamierzonego: pogubimy się i zamiast się ich pozbyć, dołożymy sobie kłopotów. Gdzie dzieje się najgorzej: w pracy (na uczelni), czy w domu? Jeśli bardziej doskwiera nam służbowa sfera naszego życia, postawmy następne pytania: czy minęliśmy się z powołaniem i bez względu na to, jak dobre są warunki pracy, dusimy się w niej (lub na źle wybranym kierunku studiów), czy przeszkadzają nam „tylko” szczegóły, takie jak za niska pensja, zbyt wiele nadgodzin, stosunki w biurze, itd.? Jeśli to drugie, spróbujmy zmienić tylko to, co nam nie odpowiada. Porozmawiajmy z szefem, wynegocjujmy podwyżkę, postarajmy się jakoś umówić w sprawie zostawania w pracy po godzinach. Może jest to do załatwienia, a tylko wydaje się niewykonalne? Jeśli nie pasuje nam całokształt, zastanówmy się, jaka jest praca naszych marzeń, co da nam szczęście i przyniesie satysfakcję. Poszukajmy ofert takiego zatrudnienia. A jeśli mamy za małe kwalifikacje, pójdźmy na jakiś kurs, zapiszmy się na studia podyplomowe – jest mnóstwo możliwości, potrzeba tylko czasu i samozaparcia!
Trudniejsze jest wprowadzanie zmian w życiu prywatnym, szczególnie, jeśli w grę wchodzą dzieci. Jeśli jednak czujemy się stłamszeni w związku, który się nie rozwija, w którym nie ma miłości ani szacunku, dajmy sobie prawo do odejścia i rozpoczęcia życia na nowo. Abstrakcyjne wartości, w imię których staramy się udawać, że wszystko jest w porządku, nie usprawiedliwiają wegetacji u boku kogoś, do kogo nic nie czujemy, albo czujemy, ale jest to uczucie toksyczne. Nawet, jeśli rozpadnie się rodzina, warto pamiętać, że dzieci nadal mają oboje rodziców, a ich rozstanie może być ulgą także i dla najmłodszych, na których bardzo negatywnie wpływa życie w ciągłym, niezrozumiałym napięciu.
Przez cały czas musimy uważnie obserwować, jak wpływa na nas zmiana sytuacji i zależnie od tego kontynuować lub zawieszać dalsze działania. Wprowadzamy zmiany po to, żeby sobie pomóc, a nie zaszkodzić. Jeśli więc efektów negatywnych będzie więcej niż pozytywnych, warto zrewidować plany, albo poprosić o pomoc specjalistę. Pamiętajmy też o tym, że życiowa zmiana na wielką skalę to proces, a nie spektakularny wybuch fajerwerku. Nie można liczyć na natychmiastowy efekt i błyskawiczną zmianę samopoczucia na lepsze. Może trochę potrwać, zanim zauważymy, a potem docenimy efekty zmian. Jeśli jednak jesteśmy pewni, że chcemy coś zmienić, warto poczekać.

Aktualizacja: 2017-01-10
Julia Wolin

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz

Żeby dodać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować